(Nie) bunt dwulatka
Anita Janeczek-Romanowska bycblizej.pl
Jeśli masz dziecko w wieku 18 miesięcy i więcej, pewnie już słyszałeś te wszystkie ostrzeżenia przed słynnym buntem dwulatka? Czy ów bunt faktycznie istnieje? A jeśli tak, to o co w nim właściwie chodzi?
Kiedy piszę ten tekst, moje dziecko ma 1,5 roku i… wcale się nie buntuje. Przynajmniej ja tak uważam. Kiedy ucieka w jednym bucie, kiedy pręży się, bo nie chce wejść do wózka i kiedy ze stoickim spokojem odpowiada mi „nie” na niemal każde pytanie. A przecież ma 18 miesięcy, klamka zapadła. Zaczyna się.
Znajoma wrzuca na fb pytanie, co robić z rozwydrzonym dzieckiem, bo ma 20 miesięcy i zrobiło się złośliwe, a wręcz „manipuluje”. „Oooo, bunt dwulatka?” – kiwa pokrzepiająco głową inna mama, kiedy obserwuje nasze negocjacje na temat siadania na chodniku w listopadzie. Nie-bunt, odpowiadam w myśli. Bo ja w żaden bunt nie wierzę.
Moje dziecko się nie buntuje
Moje dziecko szuka siebie
Moje dziecko szuka siebie, a ja szukam wyjaśnień. Trochę dla porządku w głowie, a trochę dla wszystkich tych rodziców, którzy chcą się pochylić nad tym, czego właśnie doświadcza ich dziecko. Przekopałam więc domowe zasoby, przewertowałam wszystkie rozwojówki i kilka książek zawodowych, zebrałam to w całość i postanowiłam podzielić się z Wami. Może komuś z Was pozwoli to lepiej zrozumieć, co dzieje się w głowie dziecka, kiedy rozpoczyna się słynny „bunt dwulatka”.
Zacznę od buntu. Jak mantrę powtarzam „moje dziecko się nie buntuje”. Dlaczego? Wystarczy zajrzeć do Słownika Języka Polskiego PWN, aby pod tym hasłem znaleźć opis „wystąpienie przeciwko jakiejś władzy”. Nie czuję się władcą mojego dziecka, a przede wszystkim nie traktuję jego dążeń ku autonomii jako coś wymierzanego „przeciwko” nam. Samo stawianie sprawy w ten sposób kojarzy mi się z tworzeniem obozów, dwóch sprzecznych układów sił, z których ktoś chce wygrać kosztem kogoś innego. Oczywiście samo słowo „bunt” nie jest tutaj istotne, ale to, jaką postawę przyjmiemy, może już mieć znaczenie.
Co podpowiada nam psychologia?
Trochę teorii. Spośród dostępnych koncepcji rozwojowych, wybrałam te, dzięki którym łatwiej jest zrozumieć zmiany, jakich doświadcza dziecko w drodze ku niezależności.
Początek tego procesu ma miejsce około 18 miesiąca życia, choć już w okolicy piętnastego można zauważyć pewne symptomy zapowiadające (warto jednak pamiętać, że są to orientacyjne ramy, a każde dziecko ma niepowtarzalną osobowość i swoje tempo rozwoju). W psychologii rozwojowej i psychologii klinicznej dziecka, dużo uwagi poświęca się zmianom, jakie zachodzą od urodzenia do 3 roku życia. Okres poniemowlęcy (1-3 r.ż) opisywany jest przez badaczy, jako niezwykle istotny dla kształtowania się osobowości (Oleś, 2003). W odniesieniu do „buntu dwulatka” ciekawe mogą wydać się teorie koncentrujące się na wczesnych relacjach i ich znaczeniu dla budowania tzw. struktury Ja, która jest centralną częścią osobowości. Koncepcje te określane są mianem teorii relacji z obiektem, który stanowi matka lub inna osoba sprawująca opiekę nad dzieckiem (w opisie będę zamiennie używać matka/opiekun).
Teorie relacji z obiektem
Jedną z takich teorii stworzyła Margaret Mahler opisując ją jako proces separacji-idywiduacji. Nazwa skomplikowana, wiec spieszę, żeby wyjaśnić, o co w tym chodzi. W procesie tym dziecko stopniowo nabiera świadomości o swojej odrębności od matki i przekonania o własnej indywidualności. Mahler twierdziła, że stadia tego procesu zachodzą na siebie, nie mają sztywnych ram, jednak zamykają się przed ukończeniem przez dziecko trzeciego roku życia (Oleś, 2003). To, co interesujące z punktu widzenia dwulatków, to okresy między 16 a 23 miesiącem życia oraz między 24 a 36.
Między 16 a 23 miesiącem
Ten pierwszy okres nazwany został przez Mahler fazą ponownego zbliżenia i wiąże się z nabyciem świadomości odrębności od matki (lub znaczącego opiekuna), a w związku z tym z doświadczeniem ambiwalencji wobec niej. Od uwielbienia po ogromną niechęć, od rozczarowania (bo nie pozwala na wszystko), po owe uwielbienie (bo to z nią chce dzielić wszystkie doświadczenia). Jest to więc faza konfliktu między autonomią a zależnością. Nie może więc dziwić fakt, że dziecko w tym czasie czuje się zagubione i sprawia wrażenie rozchwianego.
Między 24 a 36 miesiącem
W kolejnej fazie następuje konsolidacja, czyli tworzenie zintegrowanego obrazu obiektu (matki/opiekuna) a przede wszystkim jego stałości. Dziecko zaczyna rozumieć, że ów obiekt może być zarówno „dobry” jak i „zły”, a nie jak dotychczas albo taki, albo taki. W tym okresie wyraźne jest poczucie własnej odrębności dziecka, które wyraża się w zachowaniu, mowie (w której królują zaimki ja, moje, sam), swobodnym poruszaniu się i aktywności („zaczął się bawić beze mnie, nie mogę w to uwierzyć!”).
W nawiązaniu do tej teorii Donald Winnicott (1993) podkreślał, że w procesie separacji, ogromne znaczenie ma „wystarczająco dobra więź” z matką. Mając bowiem poczucie bezpieczeństwa i stabilności obiektu (matki), dziecku łatwiej jest budować obraz siebie, jako osoby niezależnej. Pisząc o tym okresie, Winnicott podkreślał istotną rolę przytulanek/kocyków, które dzieci kojarzą z matką i jej zapachem. Jego zdaniem takie „obiekty przejściowe” pomagają przetrwać okres separacji, a w późniejszym czasie również inne stresujące sytuacje. Co ciekawe, taki obiekt może zostać wybrany tylko i wyłącznie przez dziecko, nie może zostać narzucony ani „podsunięty” przez rodzica. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj. Warto zaznaczyć, że posiadanie lub nie takiej maskotki nie jest w żaden sposób diagnostyczne, część dzieci po prostu tak ma, a część nie.
Etapy rozwoju osobowości
Inną grupę koncepcji, do których sięgnęłam, stanowią te dotyczące poczucia tożsamości własnego „ja”. Znowu skomplikowany termin, który wyjaśnią po części wybrane przeze mnie koncepcje.
Pierwsza z nich, autorstwa Jane Loevinger, skupiała się na etapach rozwoju osobowości. Autorka opisywała stadia rozwoju, wymieniając wśród nich stadium symbiotyczne, w którym następuje różnicowanie siebie od matki i wypracowania poczucia o swojej odrębności, które przejawia się między innymi w mowie i komunikatach typu „nie chcę” (Oleś, 2003). Spójrzmy więc na to NIE dziecka oczami Loevinger i zobaczymy tam człowieka dążącego ku niezależności, a nie manipulatora i buntownika.
Drugą teorię opisał Erik Erikson, który podkreślał znaczenie ośmiu przełomowych okresów w życiu człowieka. W każdym z nich pojawia się konkretne zadanie rozwojowe, którego rozwiązanie może mieć znaczenie dla dalszego życia. Zadania te mogą zostać rozwiązane w sposób adaptacyjny lub nieadaptacyjny, a więc wiązać się z postępem albo regresją. Mówiąc potocznie, możemy uznać je za takie levele, które po zaliczeniu, wynoszą nas na wyższy etap.
W interesującym nas wieku 2-3 lat rozgrywa się stadium „autonomia a wstyd i zwątpienie”. Dziecko w tym okresie dąży do niezależności i samodzielności („ja sam!”). Jednocześnie jest otwarte na poznawanie „reguł gry” otaczającego świata, ucząc się przy tym, co może przekraczać jego granice i granice innych ludzi. Erikson podkreślał kluczową rolę rodziców i ich postawy wobec tych autonomicznych dążeń dziecka. Uważał on, że nadmierna kontrola i toczenie walki z dzieckiem, może sprawić, że kryzys, którego doświadcza dziecko znacznie przedłuży się w czasie. Zamiast nabywać poczucia własnej skuteczności i niezależności, może utwierdzić się w poczuciu wstydu i zwątpienia, a przez to zahamować swoje tendencje ku autonomii i niezależnej osobowości (Becelewska, 2006). Erikson zwracał więc uwagę na konieczność zachowania równowagi między dążeniem dziecka do autonomii (które wiąże się z repertuarem wielu nowych umiejętności) a chęcią kontrolowania tych zachowań przez rodziców. Zadania rodziców na tym etapie rozwoju dziecka znacząco różnią się więc od tych z okresu niemowlęcego. Teraz zadaniem rodzica jest podążać za dzieckiem i towarzyszyć mu, jednocześnie tłumacząc mu zasady i ograniczenia, które napotyka na swojej drodze (Bee, 2004). Myślę więc, że gdyby Erikson spojrzał na tytuły poradników, w których mówi się o tym, jak stłumić dwulatka, albo pokazać mu, kto tu rządzi, mógłby się złapać za głowę.
Jeszcze trochę z rozwojówki
Zróbmy kolejny krok. Mając już podstawy teorii dotyczącej kształtowania się osobowości, sięgnijmy po psychologię rozwojową. Co znajdujemy? W okresie tym dużo mówi się o rozwoju samowiedzy – między 16 a 24 miesiącem życia dzieci rozpoznają siebie w lustrze, co ma związek ze skonstruowaniem reprezentacji ja
Drugi i trzeci rok to czas „wielkiego ja”, czyli intensywnego wykorzystania zaimków osobowych „ja” i dzierżawczych „moje” (a skoro „moje”, to nie dziw mi się, że te MOJE buty chcę założyć sam, mimo, że się spieszysz i nie złość się, że nie chcę się dzielić MOJĄ zabawką, bo przecież jest MOJA). W tym wieku dużo zmian zachodzi również w sferze fizycznej, poznawczej i społecznej, ale w tym krótkim opisie chciałam skupić się wyłącznie na emocjach.
I słowo o potrzebach
Jeśli interesujecie się NVC, wiecie zapewne, że zakłada ono, że za każdym zachowaniem stoją jakieś potrzeby, a ludzie wybierają różne strategie, żeby je zaspokoić. U dzieci w wieku określanym mianem „buntu dwulatka” żywe są wszystkie te potrzeby, które dotyczą wspomnianej już autonomii i potrzeby bycia branym pod uwagę. Dzieci wybierają przeróżne strategie, żeby te potrzeby zaspokoić. Od ogromnego znaczenia, jakie nadają temu, żeby zjeść na czerwonym talerzu (nie zielonym), przez to, żeby samemu się ubrać, rozebrać, nakarmić, po to, żeby podejmować decyzje w wielu kluczowych (albo mniej) sprawach dotyczących codzienności. Będąc gdzieś z boku tego procesu, można odnieść wrażenie, że to wszystko jest jakieś wyolbrzymione. Bo przecież talerz to talerz. Ubranie przez rodzica zajmie mniej czasu. Ciężkie zakupy szybciej przyniesie tata, a większość rozmów może nie przybierać formy dyskusji.
Owe wyolbrzymienie to jednak często nasza dorosła ocena. Bo w świecie tego dwu, trzylatka, to sprawy najwyższej rangi, dotykające czegoś najważniejszego, czyli autonomii właśnie. Jeśli więc przyjmiemy, że wszystkie potrzeby służą życiu, a nasze dziecko całą sobą chce zaspokoić te, które są w nim aktualnie żywe, być może łatwiej będzie nam towarzyszyć w tym, czego doświadcza.
Czy to będzie potrzeba wybierania własnych planów
Czy też ta, w której chodzi o wybór własnej drogi do ich realizacji
Czy te dotyczące wolności, przestrzeni, bycia branym pod uwagę, uczenia się, rozwoju itd. itd. – dzieci wybierać będą różne strategie, niekoniecznie zrozumiałe dla nas, niekoniecznie będące w zgodzie z naszymi. Będzie to jednak jeden z pierwszym momentów, kiedy to one dokonują wyborów i szukają takich dróg, które pomogą im w zaspokojeniu owych potrzeb.
Jeśli zatem nie bunt, to?
Wybór dwulatka. Potrzeby dwulatka. Autonomia dwulatka. Tu nikt się nie buntuje i nie robi nic przeciwko nam. Robi coś dla siebie. Warto pomyśleć o tym następnym razem, kiedy chęć nadgryzienia trzech jabłek jednocześnie, wyda nam się fanaberią, a rozpacz przy wyjściu z placu zabaw, manipulacją albo rządzeniem.
Bibliografia:
Bee H. (2004). Psychologia rozwoju człowieka. Poznań: Zysk i spółka
Becelewska D. (2006). Repetytorium z rozwoju człowieka. Jelenia Góra: Kolegium Karkonoskie
Oleś P. (2003). Wprowadzenie do psychologii osobowości. WaszawaWN Scholar
Winnicott D.W. (1993). Dziecko, jego rodzina i świat. Warszawa: AW Jacek Santorski
zdjęcie:Jupiterimages
Kiedy piszę ten tekst, moje dziecko ma 1,5 roku i… wcale się nie buntuje. Przynajmniej ja tak uważam. Kiedy ucieka w jednym bucie, kiedy pręży się, bo nie chce wejść do wózka i kiedy ze stoickim spokojem odpowiada mi „nie” na niemal każde pytanie. A przecież ma 18 miesięcy, klamka zapadła. Zaczyna się.
Znajoma wrzuca na fb pytanie, co robić z rozwydrzonym dzieckiem, bo ma 20 miesięcy i zrobiło się złośliwe, a wręcz „manipuluje”. „Oooo, bunt dwulatka?” – kiwa pokrzepiająco głową inna mama, kiedy obserwuje nasze negocjacje na temat siadania na chodniku w listopadzie. Nie-bunt, odpowiadam w myśli. Bo ja w żaden bunt nie wierzę.
Moje dziecko się nie buntuje
Moje dziecko szuka siebie
Moje dziecko szuka siebie, a ja szukam wyjaśnień. Trochę dla porządku w głowie, a trochę dla wszystkich tych rodziców, którzy chcą się pochylić nad tym, czego właśnie doświadcza ich dziecko. Przekopałam więc domowe zasoby, przewertowałam wszystkie rozwojówki i kilka książek zawodowych, zebrałam to w całość i postanowiłam podzielić się z Wami. Może komuś z Was pozwoli to lepiej zrozumieć, co dzieje się w głowie dziecka, kiedy rozpoczyna się słynny „bunt dwulatka”.
Zacznę od buntu. Jak mantrę powtarzam „moje dziecko się nie buntuje”. Dlaczego? Wystarczy zajrzeć do Słownika Języka Polskiego PWN, aby pod tym hasłem znaleźć opis „wystąpienie przeciwko jakiejś władzy”. Nie czuję się władcą mojego dziecka, a przede wszystkim nie traktuję jego dążeń ku autonomii jako coś wymierzanego „przeciwko” nam. Samo stawianie sprawy w ten sposób kojarzy mi się z tworzeniem obozów, dwóch sprzecznych układów sił, z których ktoś chce wygrać kosztem kogoś innego. Oczywiście samo słowo „bunt” nie jest tutaj istotne, ale to, jaką postawę przyjmiemy, może już mieć znaczenie.
Co podpowiada nam psychologia?
Trochę teorii. Spośród dostępnych koncepcji rozwojowych, wybrałam te, dzięki którym łatwiej jest zrozumieć zmiany, jakich doświadcza dziecko w drodze ku niezależności.
Początek tego procesu ma miejsce około 18 miesiąca życia, choć już w okolicy piętnastego można zauważyć pewne symptomy zapowiadające (warto jednak pamiętać, że są to orientacyjne ramy, a każde dziecko ma niepowtarzalną osobowość i swoje tempo rozwoju). W psychologii rozwojowej i psychologii klinicznej dziecka, dużo uwagi poświęca się zmianom, jakie zachodzą od urodzenia do 3 roku życia. Okres poniemowlęcy (1-3 r.ż) opisywany jest przez badaczy, jako niezwykle istotny dla kształtowania się osobowości (Oleś, 2003). W odniesieniu do „buntu dwulatka” ciekawe mogą wydać się teorie koncentrujące się na wczesnych relacjach i ich znaczeniu dla budowania tzw. struktury Ja, która jest centralną częścią osobowości. Koncepcje te określane są mianem teorii relacji z obiektem, który stanowi matka lub inna osoba sprawująca opiekę nad dzieckiem (w opisie będę zamiennie używać matka/opiekun).
Teorie relacji z obiektem
Jedną z takich teorii stworzyła Margaret Mahler opisując ją jako proces separacji-idywiduacji. Nazwa skomplikowana, wiec spieszę, żeby wyjaśnić, o co w tym chodzi. W procesie tym dziecko stopniowo nabiera świadomości o swojej odrębności od matki i przekonania o własnej indywidualności. Mahler twierdziła, że stadia tego procesu zachodzą na siebie, nie mają sztywnych ram, jednak zamykają się przed ukończeniem przez dziecko trzeciego roku życia (Oleś, 2003). To, co interesujące z punktu widzenia dwulatków, to okresy między 16 a 23 miesiącem życia oraz między 24 a 36.
Między 16 a 23 miesiącem
Ten pierwszy okres nazwany został przez Mahler fazą ponownego zbliżenia i wiąże się z nabyciem świadomości odrębności od matki (lub znaczącego opiekuna), a w związku z tym z doświadczeniem ambiwalencji wobec niej. Od uwielbienia po ogromną niechęć, od rozczarowania (bo nie pozwala na wszystko), po owe uwielbienie (bo to z nią chce dzielić wszystkie doświadczenia). Jest to więc faza konfliktu między autonomią a zależnością. Nie może więc dziwić fakt, że dziecko w tym czasie czuje się zagubione i sprawia wrażenie rozchwianego.
Między 24 a 36 miesiącem
W kolejnej fazie następuje konsolidacja, czyli tworzenie zintegrowanego obrazu obiektu (matki/opiekuna) a przede wszystkim jego stałości. Dziecko zaczyna rozumieć, że ów obiekt może być zarówno „dobry” jak i „zły”, a nie jak dotychczas albo taki, albo taki. W tym okresie wyraźne jest poczucie własnej odrębności dziecka, które wyraża się w zachowaniu, mowie (w której królują zaimki ja, moje, sam), swobodnym poruszaniu się i aktywności („zaczął się bawić beze mnie, nie mogę w to uwierzyć!”).
W nawiązaniu do tej teorii Donald Winnicott (1993) podkreślał, że w procesie separacji, ogromne znaczenie ma „wystarczająco dobra więź” z matką. Mając bowiem poczucie bezpieczeństwa i stabilności obiektu (matki), dziecku łatwiej jest budować obraz siebie, jako osoby niezależnej. Pisząc o tym okresie, Winnicott podkreślał istotną rolę przytulanek/kocyków, które dzieci kojarzą z matką i jej zapachem. Jego zdaniem takie „obiekty przejściowe” pomagają przetrwać okres separacji, a w późniejszym czasie również inne stresujące sytuacje. Co ciekawe, taki obiekt może zostać wybrany tylko i wyłącznie przez dziecko, nie może zostać narzucony ani „podsunięty” przez rodzica. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj. Warto zaznaczyć, że posiadanie lub nie takiej maskotki nie jest w żaden sposób diagnostyczne, część dzieci po prostu tak ma, a część nie.
Etapy rozwoju osobowości
Inną grupę koncepcji, do których sięgnęłam, stanowią te dotyczące poczucia tożsamości własnego „ja”. Znowu skomplikowany termin, który wyjaśnią po części wybrane przeze mnie koncepcje.
Pierwsza z nich, autorstwa Jane Loevinger, skupiała się na etapach rozwoju osobowości. Autorka opisywała stadia rozwoju, wymieniając wśród nich stadium symbiotyczne, w którym następuje różnicowanie siebie od matki i wypracowania poczucia o swojej odrębności, które przejawia się między innymi w mowie i komunikatach typu „nie chcę” (Oleś, 2003). Spójrzmy więc na to NIE dziecka oczami Loevinger i zobaczymy tam człowieka dążącego ku niezależności, a nie manipulatora i buntownika.
Drugą teorię opisał Erik Erikson, który podkreślał znaczenie ośmiu przełomowych okresów w życiu człowieka. W każdym z nich pojawia się konkretne zadanie rozwojowe, którego rozwiązanie może mieć znaczenie dla dalszego życia. Zadania te mogą zostać rozwiązane w sposób adaptacyjny lub nieadaptacyjny, a więc wiązać się z postępem albo regresją. Mówiąc potocznie, możemy uznać je za takie levele, które po zaliczeniu, wynoszą nas na wyższy etap.
W interesującym nas wieku 2-3 lat rozgrywa się stadium „autonomia a wstyd i zwątpienie”. Dziecko w tym okresie dąży do niezależności i samodzielności („ja sam!”). Jednocześnie jest otwarte na poznawanie „reguł gry” otaczającego świata, ucząc się przy tym, co może przekraczać jego granice i granice innych ludzi. Erikson podkreślał kluczową rolę rodziców i ich postawy wobec tych autonomicznych dążeń dziecka. Uważał on, że nadmierna kontrola i toczenie walki z dzieckiem, może sprawić, że kryzys, którego doświadcza dziecko znacznie przedłuży się w czasie. Zamiast nabywać poczucia własnej skuteczności i niezależności, może utwierdzić się w poczuciu wstydu i zwątpienia, a przez to zahamować swoje tendencje ku autonomii i niezależnej osobowości (Becelewska, 2006). Erikson zwracał więc uwagę na konieczność zachowania równowagi między dążeniem dziecka do autonomii (które wiąże się z repertuarem wielu nowych umiejętności) a chęcią kontrolowania tych zachowań przez rodziców. Zadania rodziców na tym etapie rozwoju dziecka znacząco różnią się więc od tych z okresu niemowlęcego. Teraz zadaniem rodzica jest podążać za dzieckiem i towarzyszyć mu, jednocześnie tłumacząc mu zasady i ograniczenia, które napotyka na swojej drodze (Bee, 2004). Myślę więc, że gdyby Erikson spojrzał na tytuły poradników, w których mówi się o tym, jak stłumić dwulatka, albo pokazać mu, kto tu rządzi, mógłby się złapać za głowę.
Jeszcze trochę z rozwojówki
Zróbmy kolejny krok. Mając już podstawy teorii dotyczącej kształtowania się osobowości, sięgnijmy po psychologię rozwojową. Co znajdujemy? W okresie tym dużo mówi się o rozwoju samowiedzy – między 16 a 24 miesiącem życia dzieci rozpoznają siebie w lustrze, co ma związek ze skonstruowaniem reprezentacji ja
Drugi i trzeci rok to czas „wielkiego ja”, czyli intensywnego wykorzystania zaimków osobowych „ja” i dzierżawczych „moje” (a skoro „moje”, to nie dziw mi się, że te MOJE buty chcę założyć sam, mimo, że się spieszysz i nie złość się, że nie chcę się dzielić MOJĄ zabawką, bo przecież jest MOJA). W tym wieku dużo zmian zachodzi również w sferze fizycznej, poznawczej i społecznej, ale w tym krótkim opisie chciałam skupić się wyłącznie na emocjach.
I słowo o potrzebach
Jeśli interesujecie się NVC, wiecie zapewne, że zakłada ono, że za każdym zachowaniem stoją jakieś potrzeby, a ludzie wybierają różne strategie, żeby je zaspokoić. U dzieci w wieku określanym mianem „buntu dwulatka” żywe są wszystkie te potrzeby, które dotyczą wspomnianej już autonomii i potrzeby bycia branym pod uwagę. Dzieci wybierają przeróżne strategie, żeby te potrzeby zaspokoić. Od ogromnego znaczenia, jakie nadają temu, żeby zjeść na czerwonym talerzu (nie zielonym), przez to, żeby samemu się ubrać, rozebrać, nakarmić, po to, żeby podejmować decyzje w wielu kluczowych (albo mniej) sprawach dotyczących codzienności. Będąc gdzieś z boku tego procesu, można odnieść wrażenie, że to wszystko jest jakieś wyolbrzymione. Bo przecież talerz to talerz. Ubranie przez rodzica zajmie mniej czasu. Ciężkie zakupy szybciej przyniesie tata, a większość rozmów może nie przybierać formy dyskusji.
Owe wyolbrzymienie to jednak często nasza dorosła ocena. Bo w świecie tego dwu, trzylatka, to sprawy najwyższej rangi, dotykające czegoś najważniejszego, czyli autonomii właśnie. Jeśli więc przyjmiemy, że wszystkie potrzeby służą życiu, a nasze dziecko całą sobą chce zaspokoić te, które są w nim aktualnie żywe, być może łatwiej będzie nam towarzyszyć w tym, czego doświadcza.
Czy to będzie potrzeba wybierania własnych planów
Czy też ta, w której chodzi o wybór własnej drogi do ich realizacji
Czy te dotyczące wolności, przestrzeni, bycia branym pod uwagę, uczenia się, rozwoju itd. itd. – dzieci wybierać będą różne strategie, niekoniecznie zrozumiałe dla nas, niekoniecznie będące w zgodzie z naszymi. Będzie to jednak jeden z pierwszym momentów, kiedy to one dokonują wyborów i szukają takich dróg, które pomogą im w zaspokojeniu owych potrzeb.
Jeśli zatem nie bunt, to?
Wybór dwulatka. Potrzeby dwulatka. Autonomia dwulatka. Tu nikt się nie buntuje i nie robi nic przeciwko nam. Robi coś dla siebie. Warto pomyśleć o tym następnym razem, kiedy chęć nadgryzienia trzech jabłek jednocześnie, wyda nam się fanaberią, a rozpacz przy wyjściu z placu zabaw, manipulacją albo rządzeniem.
Bibliografia:
Bee H. (2004). Psychologia rozwoju człowieka. Poznań: Zysk i spółka
Becelewska D. (2006). Repetytorium z rozwoju człowieka. Jelenia Góra: Kolegium Karkonoskie
Oleś P. (2003). Wprowadzenie do psychologii osobowości. WaszawaWN Scholar
Winnicott D.W. (1993). Dziecko, jego rodzina i świat. Warszawa: AW Jacek Santorski
zdjęcie:Jupiterimages